Mówiąc i pisząc o tym filmie, już na samym początku trzeba zaznaczyć, że nie jest on komedią (i do końca nie wie, czym tak naprawdę chce być), ale nie brakuje mu subtelnych żartów słowno-sytuacyjnych. Te głównie służą temu, by nadać nieco lekkości poważnemu tematowi, którym jest tutaj problem nielegalnych emigrantów. Został on pokazany przez pryzmat dwójki bohaterów: nielegalnie przebywającego od dziesięciu lat we Francji Samby (Omar Sy) oraz wolontariuszki Alice (Charlotte Gainsbourg – znana chociażby z „Nimfomanki” Larsa von Triera). I tak na tle społecznego problemu pomiędzy bohaterami coś iskrzy, coś się dzieje, ale nie wiadomo czy to przyjaźń, czy kochanie. I tak naprawdę do samego końca nie bardzo też wiemy, co autorzy mieli na myśli i co chcieli powiedzieć przedstawioną historią. Czy to właśnie w kwestii uczuciowych relacji bohaterów, czy też emigracji. Dlatego oglądanie „Samby” to ciągłe oczekiwanie na to, aż „coś zacznie się dziać”, aż coś w końcu zaskoczy i pochłonie nas bez reszty. Niestety nic takiego nie ma miejsca. Stąd też film sprawia jedynie umiarkowaną przyjemnością, w której nie ma szans na jakieś głębsze poruszenie. Najgorsze jest jednak to, że po projekcji pozostaje spory niedosyt oraz uczucie rozczarowania – zarówno niewykorzystanym tematem, jak i potencjałem drzemiącym nie tyle, co w aktorach – bo ci dają z siebie ile mogą – co w ich bohaterach. Żeby nie wspomnieć o zawiedzionych nadziejach pokładanych w reżyserskim duecie, który wcześniej dał światu jedną z najbardziej porywających i nieśmiertelnych komedii wszech czasów.
Recenzja: "Samba"
Mówiąc i pisząc o tym filmie, już na samym początku trzeba zaznaczyć, że nie jest on komedią (i do końca nie wie, czym tak naprawdę chce być), ale nie brakuje mu subtelnych żartów słowno-sytuacyjnych. Te głównie służą temu, by nadać nieco lekkości poważnemu tematowi, którym jest tutaj problem nielegalnych emigrantów. Został on pokazany przez pryzmat dwójki bohaterów: nielegalnie przebywającego od dziesięciu lat we Francji Samby (Omar Sy) oraz wolontariuszki Alice (Charlotte Gainsbourg – znana chociażby z „Nimfomanki” Larsa von Triera). I tak na tle społecznego problemu pomiędzy bohaterami coś iskrzy, coś się dzieje, ale nie wiadomo czy to przyjaźń, czy kochanie. I tak naprawdę do samego końca nie bardzo też wiemy, co autorzy mieli na myśli i co chcieli powiedzieć przedstawioną historią. Czy to właśnie w kwestii uczuciowych relacji bohaterów, czy też emigracji. Dlatego oglądanie „Samby” to ciągłe oczekiwanie na to, aż „coś zacznie się dziać”, aż coś w końcu zaskoczy i pochłonie nas bez reszty. Niestety nic takiego nie ma miejsca. Stąd też film sprawia jedynie umiarkowaną przyjemnością, w której nie ma szans na jakieś głębsze poruszenie. Najgorsze jest jednak to, że po projekcji pozostaje spory niedosyt oraz uczucie rozczarowania – zarówno niewykorzystanym tematem, jak i potencjałem drzemiącym nie tyle, co w aktorach – bo ci dają z siebie ile mogą – co w ich bohaterach. Żeby nie wspomnieć o zawiedzionych nadziejach pokładanych w reżyserskim duecie, który wcześniej dał światu jedną z najbardziej porywających i nieśmiertelnych komedii wszech czasów.