Warning: session_start(): Failed to read session data: user (path: ) in /home/www/resinet2020/html/inc/Session.php on line 22
Recenzja. "Bejbi blues" | Rzeszów | Serwis Rozrywkowy RESINET.PL Res Login

Recenzja. "Bejbi blues"

"Nie pamiętam, żeby w kinie na jakimś seansie rozbolała mnie głowa. A nawet jeśli kiedyś tak się stało, musiało być to naprawdę bardzo dawno temu" - Dominik Nykiel recenzuje nowy film Kasi Rosłaniec.
Recenzja. "Bejbi blues"
Reklama
Nie pamiętam, żeby w kinie na jakimś seansie rozbolała mnie głowa. A nawet jeśli kiedyś tak się stało, musiało być to naprawdę bardzo dawno temu. W każdym razie obecny ból głowy i poirytowanie (i jeszcze kilka innych negatywnych odczuć) wywołał nowy film Kasi Rosłaniec, która wcześniej pokazała nam „Galerianki”. Wygląda więc na to, że Rosłaniec powoli staje się „ekspertką” od życia polskiej młodzieży i pokazywania problemów, z jakimi przychodzi się owej młodzieży borykać. Sęk w tym, że świat i życie pokazywane w „Bejbi blues” przez scenarzystkę i reżyserkę ciężko uznać mi za prawdziwy. Dla mnie (celowo tak mocno podkreślam subiektywizm wypowiedzi) jest on wypaczony i bliżej mu do abstrakcji niż realnego życia.

Nie chodzi mi o to, że to, co oglądaliśmy w „Galeriankach” czy teraz przychodzi nam oglądać w „Bejbi blues” (i na tym już filmie tylko się skupię ) nie dzieje się w życiu. Owszem, dzieje się i przybiera różne formy i odcienie, bo patologii w życiu nie brakuje, ale u Rosłaniec ta „życiowa prawda” jest w taki sposób pokazana, że widz może mieć wrażenie sztuczności i przejaskrawienia (dokładnie takie wrażenie miałem i mam po seansie „Bejbi blues”). Po pierwsze, jest to spowodowane wykorzysta przez kostiumografów i dekoratorów wnętrz całej palety barw, która razi po oczach jak błysk fleszy nachalnych fotoreporterów. Rozumiem, że moda na „kolorowy świat” panuje, ale co za dużo to plastykowo. Szczególnie widać to w kinie. Stąd, jeśli chodzi o stronę wizualną, bardziej przypomina to wizytę w cyrku niż spoglądanie na życie. Po drugie, tę sztuczność wprowadza rwany montaż (nagłe pojawienie się czarnego tła, by – najczęściej - po chwili kontynuować daną scenę, w której sytuacja czasowo zmieniła się o tyle, przez ile było „ciemno”), który niby to ma wprowadzać dramatyzm, a tylko dodatkowo irytuje. Jest to zabieg całkowicie chybiony, działający na niekorzyść filmu. I po trzecie, twórczyni filmu pokazuje nam licealistów, którzy „za chwilę” będą zdawać maturę, a ubierają się, mówią i zachowują się – DOKŁADNIE – jak gimnazjaliści. A chyba to nie tak wszystko powinno być. Dlatego też „nie kupuję” takiej wizji świata nastolatków (licealistów). I nikt nie wmówi mi, że młodzież w Warszawie aż tak bardzo różni się od młodzieży w Rzeszowie, czy też w innym mieście. W końcu problemy czasu dojrzewania są wszędzie takie same.

Nawet gdybym przełknął wszystko, co powyżej napisałem, to już ciężko zaakceptować mi, że pani Rosłaniec nie lubi swoich bohaterów, a już szczególnie nie lubi swoich bohaterek. I nieważne, czy są młode, mają po –naście lat, czy są nieco starsze, jak np. bohaterki grane przez Magdalenę Boczarską, Danutę Stenkę czy Katarzynę Figurę, która – o czym już kiedyś pisałem przy okazji recenzji „Yumy” – mogłaby już dać sobie spokój z wcielaniem się w TAKIE role. Kobiety, szczególnie te młode, u Rosłaniec są po prostu nieatrakcyjne (zewnętrznie i wewnętrznie), głupie, niedojrzałe, nieodpowiedzialne, dziwaczne (a nawet, jak główna bohaterka, niezrównoważone psychicznie) puszczalskie, zachowują się jakby ktoś je spuścił ze smyczy, a do tego są puste jak wydmuszki. Nie da się ich lubić i nie da się im współczuć. Bardziej przypominają jakieś dziwolągi niż młodych ludzi, których przerosło życie.

Co pozostawił we mnie seans „Bejbi blues”? – tak na podsumowanie. Ból głowy, irytację, znudzenie, zdenerwowanie, zażenowanie i uczucie bijącej z ekranu sztuczności. I patrząc po twarzach innych widzów, chyba nie tylko mi towarzyszyły takie odczucia w chwili opuszczania kinowej sali. Szczerze ubolewam nad tym (bo to polska produkcja), gdyż mógł z tego wyjść mądry film o tym, że do posiadania dziecka i tworzenia prawdziwego związku naprawdę trzeba dorosnąć. A tak wyszła z tego jakaś abstrakcja, która narobi tylko nieco szumu, wywoła może jakieś dyskusje, ale czas się z nią rozprawi, w pełni obnażając jej nieprawdziwość. I nie pomoże nawet to, że tę filmową historię zainspirowały autentyczne wydarzenia.

Dominik Nykiel
dominon@interia.pl

Facebook Google+ Twitter
Reklama
Reklama
Reklama

Warning: session_start(): Failed to initialize storage module: user (path: ) in /home/www/resinet2020/html/menu_top/nowa_stopka.php on line 2